środa, 26 lutego 2020
Do kogo należy mój brzuch?
Kiedy byłam małą dziewczynką, uwielbiałam bawić się lalkami.
Miałam kilka tych w stylu Barbie oraz bobasy. Często bawiłam się w dom i wszędzie zabierałam mojego bobasa. Siusiał i pił mleko. Miałam dla niego nawet super wózek z wyjmowanym nosidełkiem. Ubierałam go w stare ciuszki po mnie i moim bracie. Raz nawet miał kupione ubranko specjalne dla lalek! Miałam wymyślonego męża, a moja lalka "mówiła" do mojej mamy "ciociu", bo przecież na babcię była za młoda :). Miałam naprawdę bujną wyobraźnię i wtedy myślałam, że tak właśnie wygląda dorosłe życie.
Już wtedy mówiłam, że chcę mieć dwójkę dzieci - chłopca i dziewczynkę. Wyobrażałam sobie, że w wieku 25 lat będę już ustatkowana, zamieszkam w domu z ogródkiem, będę miała świetną pracę, męża, psa i dzieci. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy, co znaczy mieć 25 lat - wydawało się dużo. Dziś mam 28 lat, dom-bliźniak na kredyt, kochanego męża i wymarzonego psa. Tylko tej lalki jakoś brak. Zauważa to sporo osób w moim otoczeniu i nie omieszkają mi tego wypominać. Teksty w stylu "no chyba już czas na dzieci", czy "kiedy w końcu się postaracie o małych Filipiaczków" słyszałam już dziesiątki razy. Zdarzają się też podpowiedzi jak to się postarać o dziecko, żeby się udało. Złote rady w stylu: "Rafał, ja Ci pokażę jak to się robi" albo "weź upij tą swoją żonę i postaraj się o synusia" wychodzą mi już uszami. Mojemu mężowi zresztą też. Kiedyś myślałam, że tego typu opowieści to tylko w filmach i to od starszych osób. Jak sama się przekonałam, temat poruszany jest też często przez naszych rówieśników, którzy już mają dzieci. Mężowi od razu zarzuca się nieumiejętność spłodzenia syna, mi - kobiecie - że pewnie niechętnie idę z Nim do łóżka i stawiam opory. Podczas różnych rozmów o pracę zawsze byłam pytana, czy mam partnera, czy planuję dzieci. Wiadomo, nikt nie chce pracownika, który za chwilę zacznie wymiotować i pójdzie na długie zwolnienie. Niektóre osoby, które spotykam tylko raz na jakiś czas, pytają czy może już jestem w ciąży, czy nie piję alkoholu na rodzinnej imprezie, bo rośnie we mnie mały cud?! Dlatego też pewnie się nie odzywam i nie wychodzę za bardzo z domu. Zdarzyło mi się nawet, że ksiądz podczas spowiedzi zapytał, czy mam dzieci. Kiedy odpowiedziałam, że nie od razu usłyszałam, że kobiety teraz stawiają na karierę i rozwój osobisty, a nie chcą dzieci. Tylko, że wiecie co? Nikt mnie nigdy nie zapytał, czego chcę. Wiadomo, nie powinno to nikogo interesować. A jednak, są ludzie, którzy nie mają oporów przed wygłaszaniem swoich opinii i mądrości bez poznania mojego stanowiska. A przyznam Wam szczerze, że marzę o dziecku. Zawsze chciałam je mieć i na pierwszym miejscu zawsze stawiałam rodzinę. Wiadomo, że praca jest ważna, że spełnianie marzeń jest istotne, ale w głębi serca zawsze myślę o sobie jako matce. Tylko, że życie nie zawsze nam daje od razu to, czego chcemy. W moim przypadku mam tymczasowy "zakaz" ciąży od dwóch lekarzy. Najpierw muszę ogarnąć swoje zdrowie, swój organizm zanim podejmę się tak ważnego kroku.
Bo dla mnie, ciąża i dziecko to naprawdę poważna decyzja. Mam wrażenie, że już dawno ją podjęłam i czekam tylko na pozwolenie.
Ale nie wiadomo, co przyniesie czas. Znam pary, które latami starały się o dziecko, a głosy "życzliwego" otoczenia wcale niczego nie ułatwiały. Wyobrażacie sobie, co musi czuć para, która mimo dobrych wyników badań i zdrowego stylu życia nie może spełnić swojego marzenia? Może nawet ktoś z Was, czytających ten wpis był lub jest w takiej sytuacji. Uwierzcie mi, że wiem co czujecie. I Was wspieram. Czasami, słuchając niektórych wypowiedzi odnoszę wrażenie, że w ciążę zachodzi się poprzez uruchomienie jakiegoś magicznego przycisku. Owszem, są kobiety, które mogą od razu zajść w ciążę i wszystko jest w porządku. Niektóre kobiety nigdy nie chciały i nie chcą mieć dzieci. Nie każdy musi je mieć. Są też takie, które chcą poprzestać na jednym dziecku i nie myślą o kolejnej ciąży. Są inne, które zmagają się z różnymi chorobami, czy zmianami hormonalnymi. Są te, które są w 100% zdrowe, ale z jakiegoś powodu mają trudność z zajściem. Są też takie, które nie mogą donosić żadnej ciąży i ich radość kończy się wraz z poronieniem. Czy bierzecie takie przypadki pod uwagę, zadając kolejne pytania "to kiedy to dziecko?"? Chyba nie... Bo gdybyście myśleli o tym, co czuje taka kobieta lub jej partner, zatrzymalibyście swoje uwagi dla siebie.
I zrozumielibyście, że zwolnienie lekarskie, czy wymioty nie zawsze oznaczają ciążę. Że niektórzy na co dzień zmagają się z różnymi chorobami, o których nie macie pojęcia. Wiedzielibyście, że dla niektórych, samo patrzenie na małe dzieci wywołuje łzy. Że wiele wieczorów kończy się płaczem i wewnętrznym bólem. Takim, którego nie przyćmią słodycze czy słuchanie muzyki. A już na pewno nie pomagają wtedy słowa "lepiej się postarajcie" albo "zawsze możecie adoptować". Jeśli tak macie komuś doradzać, lepiej zamilknąć i nie mówić nic...
Nie wiem co przyniesie mi los. Nie mam 100% pewności, gdzie będę za rok, czy dwa. Nie wiem, czy spełni się jedno z moich największych marzeń. Nie wiem i Wy też tego nie wiecie. Dlatego żyjmy tak, jak chcemy i jak możemy. Cieszmy się z małych drobiazgów i płaczmy kiedy mamy ochotę. Nikt nie może ingerować w nasze życie. Nikt nie przeżyje też tego życia za nas. I nikt nigdy nie zrozumie co dzieje się w naszych głowach i sercach. Ale warto czasem się chociaż postarać...
Etykiety:
2020,
brzuch,
być kobietą,
ciąża,
kiedy dziecko,
kobiece sprawy,
lifestyle,
lifestyleblog,
macierzyństwo,
marzenia,
Rozmawiać,
rozmowy,
tabu,
trudne pytania,
trudne rozmowy
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Musisz to zobaczyć!
Jak zorganizować wieczór panieński lepszy od marzeń
Już kilka razy wspominałam Wam, że wkrótce wychodzę za mąż. Kiedy w styczniu zaczęliśmy załatwiać wszystkie sprawy związane ze ślubem i wese...